Jak co tydzień środa była dniem filmowy. Tym razem wybraliśmy się grupowo na film pt. Różyczka w reżyserii Jana Kidawy-Błońskiego.
Szedłem na ten film z bardzo pozytywnym nastawieniem, bo generalnie lubię produkcje pół-historyczne osadzone w realiach różnych okresów państwa, które zwało się PRL. Niestety już po kilkunastu minutach okazało się, że bardzo się zawiodłem!
Co co chodzi w filmie? Ano mamy przedstawiony świat końca lat ’60 w PRL. Rozpoczyna się nagonka na obywateli pochodzenia żydowskiego, w efekcie czego bardzo wielu z nich musi opuszczać nasz ukochany kraj.
W tym klimacie poznajemy głównego bohatera, który jest jednym z „wrogów narodu polskiego”. W pierwszej scenie obserwujemy pogrzeb żony bohatera, po czym dowiadujemy się czym się zajmuje, jakie ma poglądy itd…
Aby rozpracować „wroga” podsyłana jest TW Różyczka (kto nie pomyślał w tej chwili o TW Stokrotka?), która początkowo zaprzyjaźnia się z pisarzem, aż ostatecznie zaczyna z nim mieszkać itd.
W przerwach pomiędzy spotkaniami, seksem itp. pisze raporty. Początkowo tworzy na maszynie, a potem w toalecie. Dodatkowo agentka jest narzeczoną kierującego Nią oficera SB, co znacznie utrudnia pracę i tworzy podstawę całej intrygi. Tak więc mamy klasyczny trójkąt filmowy, z dodatkowym elementem szpiegowskim…
Generalnie duża część historii oparta jest na prawdziwym życiu Pawła Jasienicy – znanego czytelnikom prawdopodobnie głównie z działa Polska Jagiellonów. Co ciekawe w sieci można odnaleźć informacje, że córka Pawła Jasienicy kategorycznie zaprzecza temu, że film jest właśnie o Nim. W jeszcze innym miejscu przeczytałem, że w scenariuszu zmieszano wydarzenia związane z trzema różnymi postaciami.
Tak czy inaczej chodziło o stworzenie pewnego klimatu, narysowanie zależności i mechanizmów, które rządziły Polską pod koniec lat ’60.
Film sprawia wrażenie jakby niedorobionego. Po pierwsze ja wiem, że w sprawach SBecko-UBeckich itp. musi być dużo grożenia i zastraszania oraz seksu. Tylko po co przynudzać zwłaszcza tym ostatnim na ekranie! Oczywiście piękne ciało Magdaleny Boczarskiej dodaje całości uroku, ale i tak jest długo i nudnie. Jak mówili Panowie z Monty Pythona – It’s so dull, dull, and dull…
Bardzo lubię Andrzeja Seweryna, ale w tym filmie nie pokazał naprawdę nic nadzwyczajnego, w porównaniu np. do roli w filmie Prymas. Trzy lata z tysiąclecia.
Mogę jednak z czystym sercem pochwalić grę Roberta Więckiewicza, za to że świetnie się wcielił w postać SBka! Duże brawa. Może jedynie scena w której oddaje broń i odznakę, wróć miało być legitymację jest nazbyt „amerykańska”. Chociaż w sumie pewnie to nie Jego wina, lecz scenarzysty albo reżysera…
Na koniec zachęcam, do przeczytania recenzji filmu Różyczka napisanej przez Rafała Czajkowskiego.
Postanowiłem jeszcze wypisać błędy filmowe:
- guma Kaczor Donald – nie istniała jeszcze w tamtych czasach!
- mundur radzieckiego generała, którego widzieliśmy w teatrze pochodzi z dużo późniejszego okresu
- na czapce kolejarskiej był niewłaściwy orzełek – był o wiele starszy
- papier, na którym była wydrukowana Trybuna Ludu jest zbyt dobry :)
- na niektórych budynkach widać plastikowe okna – zauważył Rafał
- tabliczka ze znakiem UJ była plastikowa i we współczesnym stylu – zauważyła Gosia