Tajemnica Westerplatte, tajemnica, tajemnica… jaka tajemnica?
Powyższe zdanie wyjaśnię na końcu, a teraz jak przystało zaczniemy od początku. Film oczywiście opowiada historię obrońców polskiej składnicy wojskowej umiejscowionej na Westerplatte. Cała akcja rozpoczyna się 31 sierpnia 1939 r., kiedy to ppłk. Wincenty Sobociński odwiedza mjra Henryka Sucharskiego dowódcę składnicy. W rolę podpułkownika wcielił się Jan Englert i w zasadzie mogę napisać, że był dobry ale z drugiej strony grał jak zawsze – zmarszczone czoło, sztywne ruchy, ucinane odpowiedzi etc. Rola majora przypadła Michałowi Żebrowskiemu i już od pierwszych scen czułem, że prędzej czy później zacznie szeptać lub mruczeć, albo jedno i drugie naraz – oczywiście moje domysły znalazły swoje spełnienie…
Dowódca dowiaduje się, że wojna jest praktycznie nieunikniona i jeśli wybuchnie ma obowiązek bronić się 12 h, a potem może robić to, co uzna za najwłaściwsze – tyle wiemy też z lekcji historii. Potem przeskakujemy do następnego dnia, czyli 1 września 1939 r. kiedy to o 4:45 widzimy i słyszymy salwę wystrzeliwaną z pancernika szkoleniowego Schleswig-Holstein. Tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt… Tuż przed piątą to dość wcześnie i 1 września mniej więcej w tym momencie jest wschód słońca, a my obserwujemy atak w pełnym oświetleniu!
Następnie mijają kolejne dni, mjr Sucharski przeżywa załamanie, kapitan Dąbrowski (Robert Żołędziewski) przejmuje dowodzenie aby potem znów oddać je majorowi. W zasadzie po pierwszych 12 godzinach rozpoczyna się konflikt pomiędzy tymi dwoma oficerami, który staje się osią filmu. Panowie oficerowie nie są zgodni na temat tego, jakie decyzje powinny być podejmowane odnośnie ludzi, za których są odpowiedzialni.
Ścierają się tutaj dwie sprzeczne postawy – major postuluje za ratowaniem beznadziejnej sytuacji poprzez kapitulację, a kapitan chce walczyć do samego końca (mojego lub jej).
Pojawiają się oczywiście różne inne wątki – bardziej lub mniej oparte na faktach. W zasadzie powinienem bardziej napisać, że mniej, bo niektóre sprawy są wręcz rażące…
Chyba 3. dnia w filmie pada deszcz i potem do końca wszędzie są głębokie leje po uderzeniach pocisków wypełnione wodą – w rzeczywistości pierwszy deszcz we wrześniu 1939 spadł dopiero w drugiej połowie miesiąca.
Podobno jest dużo błędów związanych ze sprzętem, który mają żołnierze (zwłaszcza po stronie Niemieckiej lub jak to piszą w nowoczesnych mediach – po stronie Nazistów) ale również kilka błędów w umundurowaniu, które ja widzę – np. mundur mata Bernarda Rygleskiego ma na sobie ślad po gapie (orzeł ze swastyką), a przecież to polski marynarz! Jak już jesteśmy przy tym bohaterze, to muszę przyznać, że grający go Jakub Wesołowski w większości scen wygląda tak jakby „grał na siłę”.
W zasadzie najciekawsze są postacie drugoplanowe zagrane przez Mirosława Bakę i Mirosława Zbrojewicza. Szczególnie ten pierwszy długo zapada w pamięć i generalnie większość scen w okopach jest niezła. Niestety scena (a w zasadzie jej okoliczności), w której zniszczone jest „Jego” działo bardzo rozmija się z tym co wiadome jest z historii.
Niestety to samo mogę powiedzieć o akcji na plaży, gdzie cały niemiecki desant sprowadza się do kilku (!) żołnierzy, którzy na dodatek wystawiają się na odstrzał jak kaczki i co ciekawe, zawsze w tych samych miejscach.
Jeśli chodzi o efekty to są one oczywiście o niebo lepsze niż w Bitwie pod Wiedniem :), ale nadal w niektórych momentach widać niski budżet – np. w efektach wybuchów. Zastanawiam się również jaki był cel pokazywania przelatujących pocisków – prawie jak Gwiezdnych Wojnach strzałów lasera…
Mogę pochwalić Piotra Adamczyka, a w zasadzie to, jak zagrał garnizonowego lekarza, który swoją bezsilnością wobec rannych stara się popierać pomysły kapitulacji. Przyszło mi właśnie do głowy, że na Adamczyku całkiem nieźle leżą różnego rodzaju mundury, bo to już kolejny raz widzę Go w takiej roli.
Jakoś w ostatnich filmach, w których widzę Borysa Szyca mam wrażenie, że jest On tam na siłę i cały obraz bez tego aktora nic by nie stracił, a budżet na pewno zyskał :)
Dochodzimy do tematu tajemnicy.
Naprawdę nie wiem co miało być w tym filmie tajemnicą!
Czy to, że ludzie są ludźmi nawet w mundurach?
Czy tajemnicą jest to, że w takich sytuacjach bohaterstwo będzie przeplatało się z tchórzostwem?
Czy może to, że ludzie boją się albo przerasta ich bezradność w pewnych sytuacjach?
Dla mnie to sprawy oczywiste, bo czy na wojnie, czy w czasie pokoju tak właśnie jest, ale może są jacyś widzowie, dla których właśnie te rzeczy będą tajemnicą, którą odkryje dla nich debiutujący reżyser – Paweł Chochlew.
Podsumowując – trochę się zawiodłem, bo liczyłem na dobry film wojenny na faktach, z elementami fabularnymi. Zamiast tego otrzymałem mruczącego Żebrowskiego, na siłę wciśniętego Szyca, przerysowany konflikt generowany przez psychopatycznego kpt. Dąbrowskiego i wiele błędów lub wręcz przekłamań historycznych. Nie jestem tak zły i zniesmaczony jak po Bitwie pod Wiedniem, ani tak zawiedzony jak po Bitwie Warszawskiej, ale jednak pozostaje jakiś niesmak. W ostatecznej ocenie film otrzymuje u mnie 5/10.
Na koniec dodam jednak, że mogę dać duży plus, za bardzo krótką ale jednak zauważalną scenę lub bardziej ujęcie mjra Sucharskiego z szablą, która Niemcy pozwolili Mu po kapitulacji nosić w ramach honorów.