– Fajny film wczoraj widziałem.
– Momenty były?
– No masz!
W ten oto sposób zaczynała się kilka(naście) lat temu pewna audycja radiowa poświęcona filmom i całej dziesiątej muzie…
Dzisiaj rano pomyślałem, że ja też przecież mam swój osobisty kącik filmowy, do którego warto byłoby powrócić. Tak się jakoś złożyło, że w ubiegłym roku obejrzałem bardzo dużo zarówno nowych produkcji filmowych, jak i różnych starszych perełek oraz (niestety) odpadków kinematografii i nie zebrałem się do napisania ani jednej recenzji (poza komentarzem do premiery odnowionej Ziemi Obiecanej).
Mam nadzieję, że dzisiejszy wpis będzie prawdziwym powrotem do świeckiej tradycji recenzji filmowych publikowanych na tym blogu.
Skoro ma to być wielki powrót, to wybrałem na tę okazję świetny, aczkolwiek dość trudny w odbiorze film, na fragment którego wpadłem wczoraj przez przypadek na FB dzięki Michałowi Rymaszewskiemu.
Akcja filmu, o którym chciałbym Wam opowiedzieć rozpoczyna się u progu nowego wieku (XXI), a dokładnie rzecz biorąc 18 grudnia 2000 roku, a sam obraz miał swoją premierę w 1981 r., czyli oglądamy dość niedaleką (20 lat) przyszłość… W tym właśnie momencie lądują na Ziemi Marsjanie i tutaj pozwolę sobie zacytować fragment filmu:
„U schyłku XX wieku, ludzkość dostąpiła zaszczytu pierwszego w jej dziejach kontaktu z obcą cywilizacją. Pierwsze pozaziemskie rakiety wylądowały o godz. 11.15 w południowo-zachodniej części kraju, gdzie okoliczna ludność zgotowała przybyszom z Marsa spontaniczne i gorące przywitanie. Kosmici, reprezentujący wyższy w porównaniu z ziemską kulturą stopień rozwoju, podjęli historyczną misję podzielenia się swą wiedzą i doświadczeniem z ludźmi.”
Główny bohater – Iron Idem (Roman Wilhelmi) jest pracownikiem telewizji, gdzie prowadzi program o nazwie Iron Idem’s Independent News. Okazuje się, że nie jest On jednak taki independent, bo tuż przed rozpoczęciem swojego programu dostaje nowy tekst do odczytania, który kompletnie odbiega od tego, co miał przygotowane. W nowej wersji zachęca ludność do serdecznego witania gości (najeźdźców) i… oddawania krwi. Okazuje się, że ta ludzka krew potrzebna jest do życia Marsjanom.
Niestety nasz bohater sprzeciwia się Dyrektorowi (?) telewizji i w konsekwencji porywana jest prosto z łóżka jego żona (Krystyna Janda), zaraz po spektakularnym otwarciu drzwi za pomocą piły łańcuchowej (świetna scena). Sam redaktor Idem zostaje wyrzucony z domu i otrzymuje przydział do noclegowni, ale jeszcze wcześniej otrzymuje odznaczenie/wyróżnienie – blaszkę z numerem przypinaną na stałe do lewego ucha.
W interesujący sposób przedstawiona jest spowiedź w konfesjonale, w którym zamiast księdza jest… oczywiście telewizor z twarzą Irona Idema upiększoną kuriozalnym tupecikiem!
Nie chcę streszczać tutaj całej fabuły, ale jak można się spodziewać nasz bohater początkowo zastraszony i zrównany z poziomem chodnika powoli zaczyna rozumieć, co się dzieje w Jego otoczeniu. Wynikiem tego jest rosnący w nim bunt, który ostatecznie znajduje swoje ujście w momencie spotkania jednego z Marsjan w toalecie (interesująca końcówka sceny – śmierć obcego) i wielki finał w trakcie koncertu rockowego, w związku z pożegnaniem Marsjan.
Niestety nikt nie rozumie tego co Idem chce przekazać, mam wręcz wrażenie, że nikt go nawet dobrze nie słuchał. W efekcie redaktor Idem zostaje wyrzucony „za drzwi” aby móc jeszcze przez chwilę spojrzeć na miasto i porozmawiać ze zwykłymi ludźmi. Tutaj rewelacyjny dialog ze „zwykłym hydraulikiem” (w tej roli fantastyczny Janusz Gajos) o sytuacji, o pretensjach i o piwie – wypisz wymaluj przypomina dyskusje około-Euro i o tym jak jest generalnie wspaniale.
Na koniec w systemie (?) – telewizji zachodzi odmiana i okazuje się, że Marsjanie byli najeźdźcami, a sam Idem pierwszym kolaborantem. W związku z tym przed kamerami prowadzony jest przed pluton egzekucyjny i…
Sytuacja powyżej przypomina zmiany roku 1956 i kolejne podobne daty, w których nowa władza wypiera się poprzednich niecnych czynów, bo teraz „będzie nowe i lepsze ale trzeba znaleźć jeszcze kozła ofiarnego odpowiedzialnego za „wypaczenia poprzedniego systemu”.
Film teoretycznie należy do kategorii science-fiction ale ja bardziej opisałbym go jako dramat socjologiczny z elementami futurystycznymi.
Wyśmienita obsada aktorska, scenografia i zdjęcia wskazujące na tandetność zarówno w detalu, jaki w ogólnym spojrzeniu oraz ponadczasowe problemy i przesłania powodują, że daję temu filmowi 8/10 (pojawiło się kilka nieścisłości i błędów filmowych).
Nie wchodząc w szczegóły zachęcam do zwrócenia uwagi na scenę (i jej tło) z adwokatem granym przez Jerzego Stuhra. Stuhr jest tutaj niemal tak „śliski” jak w sławnym obrazie Wodzirej (1977). Z drugiej strony postać dyrektora telewizji grana przez Mariusza Dmochowskiego bardzo przypomina mi również postać dyrektora TV z filmu Show (2003), tym razem granego przez Jerzego Stuhra.
Wybrałem fragment dla miłośników wszechwładzy, manipulacji, socjotechniki, kontroli, telewizji itp. Aby lepiej zrozumieć tekst podmieńcie sobie fragment o krwi na coś innego, może bliższego naszym czasom (tutaj pozostawiam margines na własną interpretację):
Pamiętaj, że być dobrym obywatelem to znaczy nie mieć kłopotów. A nie będziesz ich miał, jeżeli nie będziesz kłopotem dla innych. Idź oznacz i zarejestruj swoją grupę krwi. Nową, ciekawą inicjatywą jest ustanowienie wyróżnienia w postaci dowodu przyjaźni. Otrzymają je osoby, których działalność jest szczególnie ważna dla rozwoju kontaktu z Marsjanami. Z wnioskami o wydanie takiej odznaki mogą występować Marsjanie i odpowiednie komisje. My telewizja popierając ten pomysł obniżamy koszt abonamentu telewizyjnego dla wszystkich osób wyróżnionych dowodem przyjaźni.
Zachęcam Was bardzo serdecznie do obejrzenia filmu Wojna Światów – Następne stulecie w reżyserii Piotra Szulkina. Może Was zaskoczyć to, jak reżyser z jednej strony przedstawił sytuację w PRLu, przewidując jakby to, co stało się kilka miesięcy później – po 13 grudnia tego samego roku, a z drugiej strony jak ten film genialnie pasuje do naszych czasów! Mamy już rok 2013, nie ma ZSRR, nie rządzi Polską PZPR, a jednak – mamy wszechwładzę telewizji i wieczną manipulację mediów. Masy pracujące miast i wsi ufnie konsumują wszystko, co podaje ekran poprzez Idemów naszych czasów – Pana od brudnego stołu, albo Mistrza relacji zza oceanu i wielu innych podobnych…
Ostatnie słowo pozostawiam Ironowi:
– Czy wiecie za co mnie lubicie? Im głupszy był mój program, tym wy czuliście się mądrzejsi. Każą wam oddać krew – oddajecie. Każą wam chodzić na czworakach – zrobicie to. Sprzedacie godność, sprzedacie uczciwość, by kupić większy telewizor. By dostać jakiś marny ochłap władzy. Czym różnicie się od tych, na których plujecie?