Dziś będzie krótka recenzja filmu, który widziałem już ponad miesiąc temu ale jakoś długo nie mogłem zebrać się do spisania moich myśli…
Jak już zauważyliście w tytule, tym filmem jest The Way Back (2010), którego tytuł jak zawsze był wyzwaniem dla polskich tłumaczy i musieli zrobić z niego Niepokonanych! Jak dla mnie, niepokonani kojarzą się bardziej z jakimiś żołnierzami na wojnie lub gangiem czarnych chłopaków z Bronxu, a nie z grupą ludzi, których marzeniem jest ucieczka i powrót do domu – według mnie, właśnie ten zwrot bardziej by tutaj pasował! Nie będę jednak dzisiaj tylko narzekał, a wręcz odwrotnie, bo tak naprawdę w filmie nie podobał mi się jedynie tytuł i jedna drobna rzecz ale o tym za chwilę…
Cała fabuła oparta jest na faktach lub jak to mówią w TVN – na faktach autentycznych (swoją droga ostatnio zerkając na TVN mam wrażenie, że ten zwrot i odróżnienie od „zwykłych” faktów zaczynają nabierać sensu ale o tym innym razem…).
Tak czy inaczej chodzi o to, że grupa jeńców postanawia uciekać w 1940 z sowieckiego GUŁagu (ГУЛаг – ros. Главное управление исправительно-трудовых лагерей, трудовых поселений и мест заключения). Plan jest „prosty” – uciekać cały czas na południe, czyli przedostać się przez Syberię, przebyć tajgę, pokonać pustynną Mongolię, przejść przez Himalaje (Tybet) i zakończyć wędrówkę w Indiach (wtedy brytyjskich).
Na pierwszy rzut oka plan niemożliwy do wykonania, bo nawet osoby nieznające dobrze geografii wyczuwają, że dystans do pokonania jest ogromny – konkretnie wychodzi ok. 6000 km!
Film w zasadzie nie jest bardzo widowiskowy, reżyser Peter Weir skupił się bardziej na pokazaniu trudu związanego z całą wędrówką. Nie mamy tutaj spektakularnych strzelanin lub innych takich akcji, lecz dostajemy ciekawe studium człowieka jako indywidualnej istoty oraz całej grupy (złożonej z osób o różnych, dość specyficznych cechach i wywodzących się również z odmiennych kultur) w obliczu wielkich i jednocześnie dość podstawowych problemów związanych z przetrwaniem! Oczywiście nasuwają się na myśl skojarzenia z innymi filmami, w których obserwujemy walkę o przetrwanie. Na szczęście pomimo nienowego tematu został on świetnie opracowany i możemy z zainteresowaniem śledzić i analizować to, jak relacje międzyludzkie potrafią „pracować”, czasem wręcz nadwyrężać się do granic możliwości ale i tak w ostatecznym rozrachunku solidarność międzyludzka potrafi przetrwać!
W niektórych fragmentach obraz może wydawać się monotonny lub wręcz nudny – piszę o tym, bo wiem, że niektórzy tak reagowali. Ja osobiście jednak starałem się wejść w klimat tej nieprzeciętnej wędrówki. Sam wiem co to znaczy iść non-stop 340 km, a w tym roku może dowiem się jak to jest iść 500 km ale i tak nijak nie można tego porównać do trasy Syberia – Indie!
Jest kilka ciekawych momentów, które zasługują na wyróżnienie z różnych względów:
- Odkrycie metody radzenia sobie z komarami w tajdze :)
- Przechodzenie przez tory najsławniejszej na świecie linii kolejowej…
- Pożegnanie Rosjanina – Khabarowa (Mark Strong)
- Pojawienie się postaci młodej dziewczyny granej przez Saoirse Ronan (jeszcze o Niej u mnie poczytacie, ponieważ jestem zachwycony tą młodą aktorką)
- Zaskoczenie i smutek, który widać na twarzach bohaterów, kiedy podchodzą bliżej do bramy miejskiej w Mongolii i widzą… możecie się domyśleć co albo sami zobaczcie!
- Spotkanie z indyjskim (brytyjskimi) pogranicznikami i pytanie o paszporty :)
Warto zwrócić uwagę na to, że pojawił się w zachodnim kinie element pozytywnego pokazania Polaka i polskiego podejścia do życia i rozwiązywania problemów! Zazwyczaj w zachodnich filmach występujemy albo jako cwaniaczki (i złodzieje) w dużych miastach, dziwni naukowcy lub stanowczy policjanci i wtedy jesteśmy Amerykanami o polskim nazwisku, zagubieni w wielki świecie (Terminal 2004), bohaterscy naiwniacy (A Bridge Too Far 1977) lub jeszcze gorzej. Tym razem Polak okazał się normalnym lecz bardzo zdeterminowanym facetem, który umiał zorganizować grupę i poprowadzić ją ponad 6000 km do wolności!
We wstępie pisałem o tym, że jedna rzecz mi się nie podobała! Po obejrzeniu filmu miałem wrażenie, że jakieś 10-15 min filmu zostało wycięte przy montażu! Każdy z fragmentów wędrówki ma swoje kilka minut i za każdym razem możemy zobaczyć na jakie to problemu trafili uciekinierzy i odpowiednio wczuć się w klimat (lub znudzić). Nie dotyczy to jednak przedostatniego fragmentu wędrówki, czyli przejścia przez góry! Wygląda to mniej więcej tak: ekipa wychodzi w góry pomimo kiepskiej pogody (pory roku) i po chwili już w wiosennej atmosferze i w otoczeniu hinduskich (?) dzieciaków wkracza do pierwszej wioski w Indiach. Czegoś tutaj po prostu brakuje…
Pomimo tej drobnej uwagi oceniam film bardzo wysoko i tym razem będzie to 8/10 – bardzo serdecznie polecam!