Rzeźnia, padaka, załama, syf totalny! – jak zwykł mawiać pewien szlachetny doktor nauk chemicznych :)

W zasadzie na tym mógłbym poprzestać ale jednak postaram się i napiszę też kilka ciepłych słów o filmie p.t. Templariusze. Miłość i krew w reżyserii Petera Flintha.

Jeszcze na wstępie zaznaczę, że jeśli miałbym podejść do recenzowania filmu matematycznie to mógłbym ująć to tak:

  • Templariusze – 5%
  • Miłość – 85%
  • Krew – 10%

Tyle matematyki – przejdźmy do konkretów. Przedwczoraj nauczyłem się, że przed pójściem do kina warto chociaż zerknąć na recenzje filmu w sieci, a jeśli nie chce się ulegać opiniom innych, to chociaż sprawdzić jak brzmi tytuł filmu w oryginale. W tym wypadku nie jest to sytuacja jak w Dirty dancing -> Wirujący seks :) ale również daje do myślenia…

Oryginalny tytuł omawianego filmu brzmi po szwedzku Arn – Tempelriddaren, co w wolnym tłumaczeniu oznacza Arn – Templariusz. Można by zapytać jaka jest różnica?

Otóż jest ona dość istotna. Film opowiada bowiem głównie historię rycerza Arna, który początkowo mieszka i wychowuje się w klasztorze, a następnie po przeżyciu i skonsumowaniu pierwszej miłości zostaje wraz z oblubienicą skazany na 20-letnią pokutę.

Ona musi zamieszkać w klasztorze jako świecka zakonnica, a on wyrusza do tzw. Ziemi Świętej jako rycerz Zakonu Templariuszy. Tam wykazuje się męstwem, niespotykanym heroizmem i pokazuje samemu Saladynowi, iż również Chrześcijanie potrafią być honorowi itd…

Po 20 latach wraca do Szwecji praktycznie niezmieniony i odnajduje swoją oblubienicę (również niezmienioną) oraz poznaje swojego 20-letniego syna (ten akurat się zmienił!). Jedyna obserwowalna zmiana w postaci Arna to szkła kontaktowe, które zmieniły kolor z błękitnych na ciemno-niebieskie. Następnie jesteśmy świadkami walk między dwiema głównymi grupami starającymi się rządzić w Skandynawii. I tyle jeśli chodzi o fabułę!

Templariusze o których mowa w polskim tytule i na których dałem się złapać, występują jakoś tak przy okazji i bardzo w tle. Idąc na film nastawiłem się na klimat krucjat i mrocznego średniowiecza, co najmniej taki jak w filmie Królestwo Niebieskie. Liczyłem na ciekawie opracowane wątki związane z Templariuszami, ich zwyczajami, tajemnicami itd. Niestety niczego takiego nie było…

Za to miałem przyjemność oglądać miłosną akcję (prawie jak w filmach z Meg Ryan itp.) osadzoną w średniowiecznych realiach Szwecji. Na plus przemawia tylko to, że nie było seksu, który obowiązkowo pojawiłby się w filmie gdyby nakręcili go amerykanie. Może trochę teraz przesadzę, ale mam wrażenie, że więcej z Templariuszami miał wspólnego film Pan Samochodzik i Templariusze niż omawiane dzieło :)

Dopiero czytając komentarze w sieci dowiedziałem się, że film który obejrzałem miał w Polsce premierę 2 lata (!) po premierze w Szwecji. Ale nie to jest najważniejsze – film z 5 h spójnej i podobno rozbudowanej opowieści został przycięty do 136 min!

Do zalet filmu należy jeszcze to, że przynajmniej połowa filmu była po Szwedzku (reszta po Angielsku), co zbudowało bardzo oryginalny klimat. Dodatkowo warto nadmienić o aktorce grającej rolę oblubienicy Templariusza (Sofia Helin), która charakteryzuje się dość ciekawą urodą i fantastycznymi włosami!

Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że patrząc na plakat przedstawiający Joakima Nätterqvista widzę Michała Żebrowskiego – jakoś ci faceci są dla mnie bardzo podobni :)

I na sam koniec, dla miłośników smaczków i odniesień – warto zwrócić uwagę na wygląd (twarz, włosy, szaty) Saladyna, w momencie przebudzenia się Arna w pałacu Saladyna po przegranej bitwie. Nie napiszę dlaczego jest to świetne, bo akurat ten fragment warto zobaczyć na własne oczy…

Mam niestety też wrażenie, że zwiastun zamieszczony poniżej jest lepszy niż cały film: