Właśnie kończy się „środa filmowa”, tak więc przyszedł czas na recenzję jakiegoś filmu…

Dziś wybraliśmy się na polską produkcję pod tytułem Mistyfikacja w reżyserii Jacka Koprowicza. Dałem się skusić tym, że w filmie występują jedni z moich ulubieńszych aktorów, którymi są Jerzy oraz Maciej Stuhr.

Niestety jak się okazało same nazwiska nie wystarczą abym film określił jako dobry. Mistyfikacja raczej wpada do kategorii przeciętny lub dobry do obiadu ale już nie jako kino familijne. Z kilku powodów nie jest to chyba najlepsza pozycja filmowa dla młodszych widzów, ale o tym za chwilę…

Może warto by było napisać kilka słów o tym, o co chodzi w filmie. Otóż akcja dzieje się w trzech okresach: zaraz przed II Wojną Światową, pod koniec lat ’60 XX wieku i w 1988 roku.

Jak wiemy z podręczników historii sztuki, niejaki Stanisław Ignacy Witkiewicz, ps. Witkacy prawdopodobnie popełnił samobójstwo zaraz po inwazji Związku Sowieckiego na Polskę we wrześniu 1939. Ponieważ facet był bardzo specyficzny – jak to artysta :) wiódł bardzo aktywne życie. Pełno było w nim alkoholu, narkotyków oraz kobiet! W zasadzie można by rzec, że był od tych trzech „czynników” uzależniony. Aż trudno uwierzyć, że miał czas na stworzenie tak wielu dzieł i to należących do różnych dziedzin sztuki! Zajmował się przecież malarstwem, fotografią, pisarstwem, jak również spełniał się jako filozof…

Po Jego śmierci bardzo szybko powstały plotki mówiące o tym, że jego samobójstwo było mistyfikacją! I właśnie o dochodzeniu do prawdy o tym co się wydarzyło 18 września 1939 roku w Jeziorach (obecnie Ukraina) opowiada w dość groteskowy, obejrzany przeze mnie dziś film.

To co widzimy na akranie to przeplatanie się obrazów tworzących obraz ekstrawaganckiego artysty (swoją drogą czy takie zestawienie słów to nie będzie powtórzenie?) z klimatem pracy funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa (temat ostatnio często poruszany). Wszystko to okraszone jest specyficznym humorem, z dużą dawką irracjonalnego erotyzmu w wykonaniu pań w średnim lub po-średnim wieku…

Niestety ani Maciej ani Jerzy Stuhr nie zachwycili mnie w tym filmie. Mam wrażenie, że grali tak jak potrafią najlepiej ale zabrakło tego czegoś, tej jak to niektórzy nazywają „iskry bożej”. Za to aktorsko wybija się w tym obrazie Ewa Błaszczyk, która dostała jakby nie było dość trudną rolę do zagrania. Do tego wszystkiego bardzo przyjemnie było zobaczyć na ekranie Karolinę Gruszkę, zwłaszcza że została ubrana i uczesana w stylu końca lat ’30 ubiegłego wieku…

Poniżej zwiastun, który w zasadzie dość dobrze oddaje klimat filmu.