W ostatni weekend, zaraz po moich zajęciach sobotnich, wybraliśmy się wreszcie w drogę, na której końcu miało być zdobycie (przez Gosię) Radziejowej. Dlaczego piszę wreszcie? Ano dlatego, że podejść do tej niby krótkiej i prostej wyprawy było chyba z 6 lub 7. Za każdym razem wyjazd nie dochodził do skutku bo: pogoda nagle się zepsuła, ktoś zachorował, auto odmówiło posłuszeństwa, pojawiła się jakaś robota na weekend itd…

Tak więc tym razem udało się i o 14:00 wyruszyliśmy w kierunku Rytra. Nie ujechaliśmy jeszcze daleko, a na granicy Krakowa zobaczyliśmy stojące przy przystanku autobusowym dwie dziewczyny z plecakami i kartką z napisem… Tutaj dygresja: ja zawsze zabieram ludzi na stopa, jak widzę że to turyści albo młodzi ludzie jadący na jakiś festiwal czy coś w tym stylu. W innych przypadkach zabieram jedynie sporadycznie. A wracając do tej ich kartki to mogę powiedzieć, że nas rozbawiła bo dziewczyny nie napisały czegoś w stylu Bochnia albo Brzesko lecz „Byle dalej…„. Ale najlepsze i tak przed nami, poniżej zaprezentuję nasz dialog:

My: Gdzie jedziecie dziewczyny?
Dziewczyny: Byle dalej
M: A tak konkretnie?
D: Na Bochnię, Brzesko, byle za Wieliczkę.
M: Ok bo my jedziemy potem do Rytra.
D: My też!
M: A potem wybieramy się na Niemcową dziś na noc!
D: My też!

Jak widać ciekawie się złożyło i można by rzec, że dziewczyny miały niezłego farta, a my zyskaliśmy kompanki na dalszą drogę.

Do Rytra dotarliśmy ostatecznie ok godziny 16. Tam zaparkowaliśmy naszego „terenowego” Mercedesa przy stacji kolejowej i po krótkich zakupach żywieniowych wyruszyliśmy czerwonym szlakiem w kierunku na Kowno na Niemcową. Po ok. 2 h dotarliśmy do Schroniska Kordowiec położonego na wysokości 763 m n.p.m. Mniej więcej kolejną godzinę marszu w ciemnościach (2 dni po nowiu) zajęło nam dotarcie do miejsca, gdzie do czerwonego szlaku dochodzi żółty szlak z Piwnicznej Zdroju (2:00/1:10). A stamtąd już za białymi znakami chatkowymi w kilka minut dotarliśmy do Chatki pod Niemcową.

Widok z Chatki pod NiemcowąTutaj zatrzymam się chwilę aby napisać kilka słów o samej Chatce pod Niemcową. Chatka stała się schroniskiem już w latach ’70 ubiegłego wieku. Początkowo władał nią Almatur i Politechnika Krakowska. Obecnie obiekt jest w rękach prywatnych, co jednak nie ma najmniejszego wpływu na klimat tego miejsca tworzony przez ostatnie trzydzieści-kilka lat. W chatce teoretycznie nie ma prądu – to znaczy faktycznie gdzieś jest ale nie jest wykorzystywany :). Miejsc noclegowych jest ok 50. Łazienka jest raczej uboga i składa się z zestawu misek i wiaderek, a jeśli chodzi o WC – nazywane tutaj „Fantazją”, to jak można się spodziewać występuję w formie sławojki w odległości kliku metrów od budynku. Co ciekawe niedaleko od tego urokliwego kibelka znajduje się również huśtawka (dobre miejsce oczekiwania na swoją kolej) oraz miejsce na ognisko. Haris na NiemcowejAle najważniejsza w Chatce pod Niemcową są atmosfera oraz kuchnia i główna wieloosobowa sala noclegowa. To właśnie w tych dwóch miejscach toczy się schroniskowe życie… Dodam jeszcze, ze całym interesem rządzi Haris, którego można zobaczyć na zdjęciu obok, a koszt noclegu to aktualnie 10 zł.

Tym razem w Chatce spotkaliśmy 3 różne grupy turystów i co ciekawa jedna z grup miała nawet dwie gitary. Dość szybko się zaprzyjaźniliśmy, czego efektem było muzykowanie do późnych godzin.

Następnego dnia po krótkiej sesji fotograficznej powróciliśmy do miejsca, gdzie poprzedniego wieczora zostawiliśmy szlak czerwony. Od tego miejsca idąc na zachód po ok 1 h dotarliśmy do miejsca położonego zaraz przy szczycie Wielkiego Rogacza 1182 m n.p.m., gdzie ma swój początek szlak niebieski prowadzący przez Przełęcz Obidza, Przełęcz Rozdziele, a potem przez całe Małe Pieniny aż do Szczawnicy. My jednak nie daliśmy się skusić na kolor błękitny i nadal maszerowaliśmy szlakiem czerwonym na szczyt Radziejowej 1262 m n.p.m. po drodze podziwiając piękne widoki na Małe Pieniny, Pieniny i Tatry. Na szczycie postawiliśmy nasze stopy mniej więcej po 30 min i od razu wdrapaliśmy się na wieżę. Na zdjęciach poniżej można zobaczyć jak rewelacyjne widokowo jest to miejsce. Na szczycie zrobiliśmy kilka łączności – dziennik łączności umieściłem w krótkiej notce na stronie Klubu Ryjek.

Ja już byłem wcześnie na Radziejowej (dwa razy) ale ten wyjazd był najważniejszy dla Gosi bo właśnie ten szczyt był ostatnim brakującym w Jej Koronie Gór Polski.

Po zdobyciu Radziejowej poszliśmy dalej czerwonym szlakiem (1:40) do Schroniska na Przehybie na obiad :) Po posiłku musieliśmy niestety kawałek wrócić się tą samą drogą aż do rozejścia się szlaków czerwonego, niebieskiego i żółtego. My wybraliśmy tym razem szlak niebieski do Rytra (3:00) prowadzący przez urokliwy obszar chroniony o nazwie Wietrzne Dziury 1038 m n.p.m. i kilka pomniejszych pagórków.

Na sam dół dotarliśmy już po ciemku i mniej więcej w połowie drogi od wyjścia z lasu a stacją kolejową złapaliśmy stopa… Co ciekawe człowiek zatrzymał się, bo szliśmy z kijami, a sam też ich używa ale bawi się w Nordic Walking. I tak zakończył się ostatni jesienny wypad w góry. Myślę, że następnym razem będzie już zimno, śnieżnie i generalnie zimowo!