Bękarty Wojny - plakat angielskiWybraliśmy się znów w środę (chyba powstanie nowa świecka tradycja) do kina. Tym razem wybór padł na tegoroczną produkcję pt. Bękarty wojny (ang. Inglourious Basterds) w reżyserii Quentina Tarantino.

Generalnie film nie przypadł mi specjalnie do gustu ale mogę bez problemu wskazać kilka elementów, które z czystym sercem mogę polecić szerszej publiczności. Nie jestem miłośnikiem ani tym bardziej znawcą samego Quentina Tarantino bo widziałem wcześniej jedynie Jego dwa filmy: Pulp Fiction (scenariusz i reżyseria) i Od zmierzchu do świtu (scenariusz). Pierwszy z nich był ciekawy, wręcz intrygujący i pozostawił oryginalny zestaw wrażeń estetycznych w mojej głowie. Co do drugiego to po delikatnym wstępie dość szybko całość zamieniła się w jedną wielką masakrę, która zupełnie do mnie nie dotarła… Muszę jeszcze spróbować obejrzeć film Kill Bill…

Ale wróćmy do filmu Bękarty wojny, bo o nim miałem dziś pisać. Akcja rozgrywa się przez większość czasu w okupowanej przez Niemców (w filmie nazywanych Nazistami) Francji. Całość podzielona jest na kilka rozdziałów/epizodów, nie do końca połączonych swoim klimatem (jak dla mnie +) ale za to połączonych bohaterami. Pierwszy rozdział związany jest z wizytą wyższego rangą przedstawiciela SS tropiącego ukrywających się Żydów, u francuskiego wieśniaka. Scena rozegrana jest wręcz w sposób mistrzowski i kończy się generalnie rzeźnia (!), z której wychodzi cało tylko jedna ofiara, żeby móc pojawić się w następnych epizodach. Kolejny rozdział to przedstawienie publiczności tytułowych Bękartów wojny, a w zasadzie ich dewizy lub lepiej misji życiowej i sposobów działania… Nie będę pisał o tym dokładnie, bo lepiej samemu zobaczyć… W każdym razie w tym momencie zaczynają się sceny (podobno) charakterystyczne dla klimatu filmów Quentina Tarantino czyli krew, masakra, ironia i humor…
Potem akcja przenosi się do Paryża oraz jednej małej wioski pod Paryżem i na kilka minut do gabinetu (?), w którym po za oficerami brytyjskimi możemy zobaczyć Churchilla.

Generalnie dalsze wydarzenia kręcą się wokół pomysłu na nagłe zakończenie II WŚ poprzez jednoczesne unieszkodliwienie wszystkich najważniejszych jego przywódców w jednym miejscu (małym paryskim kinie prowadzonym przez młodą Żydówkę).
Godna jest uwagi scena w małej piwnicy, gdzie spotykają się mówiący po niemiecku członkowie Bękartów z agentką Bridget von Hammersmark (Diane Kruger). Pięknie rozegrane dialogi i klimat tego spotkania niestety zostały trochę zniszczone wg. mnie tradycyjną masakrą na koniec… ale już nic więcej nie powiem bo zdradzę całą fabułę i nie będzie sensu oglądać filmu.

Generalnie ja osobiście nie lubię scen, w których leje się krew, rozbryzguje na podłodze i ścianach, a strzępki ubrań, skóry oraz wszelakich organów latają na lewo i prawo. Tak już mam ale jak wiadomo De gustibus non disputandum est. Tak czy inaczej nawet jeśli pojawiają się tego typu sceny to zawsze liczę na to, że będą krótkie, a w tym filmie wielokrotnie były nawet wydłużane. Dodatkowo już w ogóle nie akceptuję scen śmierci w formie „na wesoło” – jakoś te dwie sprawy nie idą u mnie w parze. Żeby dokładniej wytłumaczyć o co mi chodzi to powiem tak: sposób przedstawienia tych spraw przez np. grupę Monty Pythonów jest dla mnie akceptowalną formą humorystyczną ale coś ponad to raczej nie będzie mi się podobać…

Bękarty Wojny - plakat niemieckiDo niewątpliwych plusów filmu muszę zaliczyć grę aktorską i to chyba nawet całego zespołu. Oczywiście wybija się Brad Pitt (porucznik Aldo Raine) – pół Apacz z żydowskimi korzeniami (niezły pomysł !). Jego akcent, zachowania, nawet sposób poruszania się są wręcz genialne. Na drugim miejscu wymieniłbym Christopha Waltza (Standartenführer Hans Landa). Nie znałem tego faceta wcześniej ale muszę przyznać, że do tej roli idealnie pasował i odnalazł się w najdrobniejszych detalach (np. scena „bingo”). Na moje wyróżnienie jeszcze zasługuje Til Schweiger (sierżant Hugo Stiglitz) za miny, gesty i całokształt…

Bardzo miłe jest to, że Tarantino zastosował cztery języki: angielski, niemiecki, francuski + pseudo-włoski. Dzięki temu film nabiera dodatkowego smaczku. Oczywiście zapewne zrobił to trochę wbrew amerykańskiej widowni, raczej nieprzyzwyczajonej do czytania napisów…

Jeszcze kilka uwag „technicznych”. Jak na amerykański film, mundury (moje małe zboczenie) były bardzo dopracowane. Nie pojawiły się jakieś bzdurne fantazyjne ozdoby albo odznaczenia pomimo tego, że przecież film ten z historią w zamyśle nie ma mieć nic wspólnego. Za to polskie tłumaczenie było irytujące (!). Ja rozumiem, że w USA to warto tłumaczyć ale w Polsce ludzie są dość dobrze zorientowani/osłuchani (np. dzięki filmowi „Stawka większa niż życie” itp.) w stopniach SS i warto by było ich używać, a nie wymyślać jakieś odpowiedniki – Standartenführer to Standartenführer, a nie pułkownik!
I tu przychodzi mi jeszcze jedna myśl. Od jakiegoś czasu obserwuję modę w kinie na zrzucanie winy za wojnę jedynie na dowódców i SS + Gestapo. O co chodzi? Otóż zwróćcie uwagę przy oglądaniu dowolnego filmu zachodniego czy zdarza się sytuacja, w której jakieś złe czyny popełniłby żołnierz Wermachtu, Luftwaffe albo Krigsmarine. Zaręczam, że w 95% przypadków będzie to SS – ot taka ciekawostka…

Na zakończenie muszę dodać, że film to jedno ale reakcje na sali dostarczyły mi dodatkowych wrażeń. Odkryłem, że ludzie potrafią się śmiać i to „do rozpuku” w najmniej przeze mnie oczekiwanych momentach.

Podsumowując, film polecam miłośnikom twórczości Quentina Tarantino, wielbicielom kina postmodernistycznego oraz sympatykom czarnych komedii. Chociaż biorąc pod uwagę, że ja nie kwalifikuje się do żadnej z powyższych grup, myślę że każdy możne tak jak ja odnaleźć w tym filmie coś dla siebie interesującego lub zabawnego…

Umieściłem we wpisie dwa razy ten sam plakat filmowy ale w dwóch wersjach językowych – myślę, że warto je porównać!

Poniżej przedstawiam pierwszy oficjalny zwiastun filmu oraz drugi zwiastun, który bardziej oddaje klimat oraz tematykę obrazu. Trzeci zamieszczony przeze mnie filmik to polska amatorska wersja pierwszego zwiastuna w wykonaniu ekipy pod przewodnictwem Bartosza Truchlewskiego – ot taka ciekawostka…

Drugi zwiastun:

Wersja amatorska zwiastuna: